poniedziałek, 25 lutego 2008

3

Jan Tomasz Gross, "Sąsiedzi"
Niby wszystko było znane. Niby wszyscy wiedzieli. Tak naprawdę nikt nie wiedział, wiedzieli tylko ci, którzy chcieli. A Gross chciał to pokazać "Polakom". Pokazał. Książka napisania jakby pobierznie, nieco zdawkowo. Oparta głównie na relacjach. Nie wiem dlaczego na obwulcie napisano że Gross to wybitny historyk. Gross historykiem nie jest. To nie ma większego znaczenia dla samej książki, ale po co tam z tyłu tak napisano? I w końcu książka, nie budzi żadnego zdziwienia. Przecież to wszystko jest oczywiste. Dlaczego niby "Polacy" mieliby "cośtam", świętymi być, bronić, być ludźmi o sumieniu żelaznym. Przecież "Polacy" to tylko ludzie. Cóż począć, nawet teorie postkolonialne marnie się mają, skoro nie chodzi o ciemny lud, ale o wszystkich bez wyjątku. Gdzieś tam, znalazł się ktoś tam, kto był po prostu nikim, człowiekiem bez zasad i zrobił tak, a tak. Potem zeszli się inni ludzi, którzy zanadto nie zajmowali się myśleniem, ani czymkolwiek, kogoś zabili. Kogoś innego to wszystko rozżaliło, bał się, siedział w chałupie, albo nawet w niej Żyda trzymał. Ale, tłum, grupa, to wszystko tak pięknie zagrało, te "głupie" mechanizmy psychologii społecznej. I ty byś tam mógł być, a potem nie przejmować się tym za bardzo. No, stało się, wojna. Zawsze można kogoś pokłuć widłami, gdy nadarzy się okazja. Dlaczego nie? Czy to aż takie niepokojące? To nie jest kontekst "Polaków", "narodu".

Brak komentarzy: