wtorek, 18 marca 2008

Andrzej Stasiuk - Dojczland

Książka, która czyta się od razu w całości. Nie dlatego, że jest krótka. Jak zwykle u Stasiuka, kilka kluczowych zdań, uwag, które trudno zapomnieć. Ale też, diagnoza polskiego intelektualisty przebywającego za Odrą. Wszystko, jak dla mnie, trafne i wartościowe. Dobra rzecz no.

środa, 27 lutego 2008

Agnieszka Drotkiewicz "Paryż..."

Nie warto się rozwodzić. Słaba rzecz, autentyczna, ale szybko umyka. Bez tkanki, która nazywa się literaturą. Przemykam po stronach, cieszy mnie to i bawi jakoś, może dlatego że wydaje się znajome, ale to wszystko. Ale, jest to książka w jakimś sensie, mam nadzieje że jednak odległym, godna kulturoznawców. A jej druga powieść, chyba zupełnie nie na miejscu. Lubię Jelinek, nie lubię naśladowania Jelinek. Odrzuczam w kąt, irytuję się. Nie jestem w stanie podjąć kurwa wyzwania. Etos badacza został poddany ciężkiej próbie i nie wyszedł z niej zwycięsko. Czy Drot. zrobiła loda Jarzębskiemu?
Cóż, chyba niezła z niej dziennikarka.

Andrzej Stasiuk "Przez rzekę"

Taka proza, bliska jakoś prozie Hłaski, ma taką wadę, że łatwo można wydobyć z niej ton groteskowy, łatwo doszukać się pewnej niezdrowej przesady stylistycznej i fabularnej. Ale Stasiuk wydaje się uczciwy. Rzecz na poziomie, nie ma tu mowy o "sztuce nieautentycznej". Trudno do tego podejść, a na pewno nie da się przejść obok. Ciągle rock, seks, papierosy, alkohol, bezsenowne podróże samochodem. Właściwie, ciągle nihilizm, no i oczywiście jakieś tam "poszukiwania". Przyznam, to robi wrażenie, zgodze się - talent niewątpliwy. A jednak odczuwam pewien minimalny dystans. Doceniam, nie potrafię skrytykować, prawie stwierdzam - doskonałe, no ale w końcu tego nie robię. Mimo tych wszystkich zachęt i ćwiartki wątpliwości, ostatecznie - przyjmuję.

Vergilio Ferreira "Objawienie"

Podobno najwspanialszy przedstawiciel portugalskiego egzystencjonalizmu fenomenologicznego. Przynajmniej tak glosi informacja umieszczona przez wydawce na ksiazce. To musi budzić niepokój. To stwarza wrażenie, że mamy do czynienia z dalekim pobratymcą Sartre'a i Heideggera. Ach, to ciągłe poszukiwanie siebie, to ciągłe przeżywanie. Nie jest to zła powieść, dużo w niej tej "egzystencjalnej" mordęgi ze sobą i światem. Całość okraszona jakże patetycznym językiem. Opisy przyrody, stanów wewnętrznych - zakrawają na niezamierzony kicz. Ale to można chyba wybaczyć temu panu. Jest w jego pisarstwie coś portugalskiego, co sprawia że lektura ma walor krajoznawczy. W sumie, dość urokliwa opowieść, można by i z tego film zrobić. Mimo wszystko, to nie jest zła literatura, choć oko krytyka tak nad nią czuwa i karci. Takich panów się nie skreśla, nie skreśla się nauczycieli licealnych, mimo że wszystko by na to wskazywało. A jednak, przeczytałem całość.

poniedziałek, 25 lutego 2008

6

Stasiuk "Fado"
To jest zbiór rzeczy różnych. Eseje, felietony, wspomnienia. Niektóre dobre, inne jeszcze lepsze. Nie wszystkie warte. Jest w tym dużo spokoju i szczerości kogoś, kto świadomie dokonał różnych wyborów. Wszystko trąci sentymentem, ale takie są reguły gry, którą posługuje się autor. Można do niej przystąpić, albo i nie. Uwagi o pamięci, to jakby próba samoobrony. Stoi za tym spójna koncepcja estetyczna i filozoficzna, taka która określa paletę barw. To są obrazy lekko zamglone, no niech będzie: wzgórza w porannej mgle, droga asfaltowa, pomruk silnika, słońce migocze między drzewami. Nie ma w tym jakichś tanich chwytów, obrazy przesuwają się powoli, styl został opanowany, znaki pasują w swoje miejsca, tak jak należy, po Bożemu. Sentymenty i refleksje. Nuda i ułuda. Jego nasza Europa. Kilka doskonałych uwag i fraz. Propozycja godna uwagi.

5

Masłowska, "Paw królowej"
Nie jestem zadowolony, jestem za to nieco zniechęcony. Jeśli to miał być ten nowy wielki talent polskiej literatury, to z pewnością nim nie jest. W sumie rzecz przeciętna, okraszona interesującym eksperymentem językowym. Hip-hopolo powieść, to [ta konwencja] może bawić i intrygować, własciwie to całkiem nieźle jest przygotowane, ale co po za tym? Grzebanie w śmietniku, pozostaje grzebaniem w śmietniku, można się tylko ubrudzić i potem uśmiechać, że niby taka fajna zabawa. A to tylko kilka uwag na temat showbiznesu (czy oryginalnych?), z domieszką absurdu (czy najwyższych lotów?). Literacko, proszę mi (sobie) wybaczyć sformułowanie, to jednak jest mcdonald's. Zjada się i zapomina. Ostatnim ratunkiemt tylko ten język jest. W debiucie był język i coś jeszcze. Samym językiem się nie da. Brakuje większego ciężaru, choć rzeczywistość prześwituje, ale raczej muśnięta niż dotknięta. Cokolwiek, nie da się tego skreślić, nie da się afirmować. Natomiast, nie warto kupować.

dodano: a jednak; to eksperyment, który fenomenologicznie próbuje zbadać pewną świadomość od wewnątrz; ale w wojnie to się lepiej powiodło, tam temat był jaśniejszy

4

Varga, "Nagrobek z lastryko"
Trochę to za długie, wobec czego nie doczytałem. Zajrzałem dziś, z myślą, żeby może dokończyć, ale nie. Ale dużo tam szczerych obserwacji, dużo polskiej pogody mentalnie, dużo niezłych trafień. A jednak, wrażenie, że to w jakimś sensie nie jest literatura, że Varga pisarzem nie jest. Brak. Są te niezłę trafienia, ale wokół nich jakby brak substancji, jak kotlet usmarzony bez obleczenia tartą bułką, bo zabrakło. Amen?

3

Jan Tomasz Gross, "Sąsiedzi"
Niby wszystko było znane. Niby wszyscy wiedzieli. Tak naprawdę nikt nie wiedział, wiedzieli tylko ci, którzy chcieli. A Gross chciał to pokazać "Polakom". Pokazał. Książka napisania jakby pobierznie, nieco zdawkowo. Oparta głównie na relacjach. Nie wiem dlaczego na obwulcie napisano że Gross to wybitny historyk. Gross historykiem nie jest. To nie ma większego znaczenia dla samej książki, ale po co tam z tyłu tak napisano? I w końcu książka, nie budzi żadnego zdziwienia. Przecież to wszystko jest oczywiste. Dlaczego niby "Polacy" mieliby "cośtam", świętymi być, bronić, być ludźmi o sumieniu żelaznym. Przecież "Polacy" to tylko ludzie. Cóż począć, nawet teorie postkolonialne marnie się mają, skoro nie chodzi o ciemny lud, ale o wszystkich bez wyjątku. Gdzieś tam, znalazł się ktoś tam, kto był po prostu nikim, człowiekiem bez zasad i zrobił tak, a tak. Potem zeszli się inni ludzi, którzy zanadto nie zajmowali się myśleniem, ani czymkolwiek, kogoś zabili. Kogoś innego to wszystko rozżaliło, bał się, siedział w chałupie, albo nawet w niej Żyda trzymał. Ale, tłum, grupa, to wszystko tak pięknie zagrało, te "głupie" mechanizmy psychologii społecznej. I ty byś tam mógł być, a potem nie przejmować się tym za bardzo. No, stało się, wojna. Zawsze można kogoś pokłuć widłami, gdy nadarzy się okazja. Dlaczego nie? Czy to aż takie niepokojące? To nie jest kontekst "Polaków", "narodu".

2

Jean Amery "Poza winą i karą", Primo Levi (niepamiętam)
Negatyw i pozytyw. Amery mocny, kłuje, Levi - męczy, nudzi nieco. I styl odpowiedni do tego, i treść. Zjawisko wymyka się próbie analizy, zrozumienia. Pozostaje tylko osobista relacja, z którą na pewno lepiej sobie radzi Amery, bo jest naprawdę osobisty. Słowa ostre, zdania krótkie. Rozdział "resentyment", w którym wykłada wszystko, wszystkie ciemne strony swego-ego na stół. Mocne. Tego się nie zapomina.

1

"Bikiniarze", Maciej Chłopek
Cóż, wyraźnie jest to czyjaś praca magisterska, wszystko wskazuje na to, że Macieja Chłopka praca magisterska to jest, a może licencjacka, poszerzona? Jednak nie jest to praca doskonała, jest to praca mgr z jej wadami, to znaczy - zazwyczaj - pisaniem pod niejako przymusem, a może nawet w pośpiechu małym, choćby to był pośpiech zbierany na raty, przez lata dwa. W sumie, nieważne. Jak zaznacza autor, jest to dzieło które przeciera szlaki nowe na drodze polskich badań nad (sub)kulturą bikiniarską. I zaiste, chyba trudno o tym znaleźć coś, choćby i prace mgr. A tu, masz, książka. Z koretką marną i marnie napisana, książka stylu zerowego (?). Ale mimo to, mimo wszystko, zawiera ona wiele informacji ciekawych i takich, które dobrze przyswoić. Bo o zoot suits nic nie wiedziałem, jak i o zazou. Bo i cytatów trochę ciekawych. Pobierznie nakreślony konstekst kulturowy (PRL-u) słaby, na siłe. Ale nic to. Tyrmand gęsto cytowany. Trochę ciekawostek. Trochę niczego. Nic w tym złego. Kaj Birket-Smith też raz zacytowany, ale nie wiadomo po co. I ja bym napisał taką pracę w tygodnie dwa, gdybym miał taką pracę napisać. I też bym szlaki poprzecierał. Ale piszę inną pracę, moja praca jest wprost chujowa. Nic to. Fryzura na "argentyna", buty zamszowe na słoninie. Jest ciekawie, jak na pracę mgr, jest nieźle. Więc tak, trochę nie.